
Nightreign ma piękną mapę, ale brakuje jej tego, co czyniło Elden Ring wyjątkowym
Nowe rozszerzenie FromSoftware, Elden Ring: Nightreig,n, w końcu jest dostępne i choć oferuje charakterystyczną dla siebie mroczną estetykę fantasy i brutalną walkę, przyniosło też falę rozczarowania, zwłaszcza dla graczy solo, którzy mają nadzieję na ponowne przeżycie cudu oryginału. Problem? Nie chodzi o bossów, tryb wieloosobowy ani poziom trudności. Chodzi o mapę.
Jeśli szukasz skali, wolności i tajemniczości Krain Pomiędzy, szybko zauważysz, że Limveld nie jest tym, czego szukasz.
Nightreign próbuje czegoś innego, wprowadzając system roguelite i progresję opartą na czasie, ale jednocześnie odsuwa na bok to, co uczyniło grę Elden Ring niezapomnianą: rozległy świat, który aż prosi się, żeby się w nim zgubić.
Wcześniej rozmawialiśmy o możliwej modyfikacji dla dwóch graczy od dewelopera. Więc modder stworzył mod dla dwóch bez czekania.
Limveld wydaje się pętlą, a nie światem
Kiedy zaczyna się Nightreign, gracze trafiają do Limveld, zremiksowanej wersji Limgrave, która jest jedyną prawdziwą mapą rozszerzenia. Każda rozgrywka przynosi niewielkie zmiany — losowo zmieniające się forty, rozmieszczenie bossów i efekty pogodowe — ale ogólna struktura nie zmienia się zbytnio. To jest pierwszy problem. Nie odkrywasz nowych biomów, takich jak Caelid czy Altus Plateau. Po prostu powtarzasz pętlę z drobnymi zmianami kosmetycznymi.
„Poczucie ciekawości, odkrywania i podziwu, które towarzyszy zobaczeniu nowego otoczenia po raz pierwszy, po prostu nie występuje w Nightreign w takim samym stopniu.” — Nicholas Becher, ScreenRant
Ten cytat oddaje istotę problemu. Eksploracja w Elden Ring wydawała się nieograniczona, ponieważ gra zachęcała do pójścia tam, gdzie wędrowały twoje oczy. W Nightreign każda decyzja jest filtrowana przez licznik przetrwania. Ta jaskinia może być interesująca, ale jeśli Night's Tide wkradnie się, gdy będziesz w środku, gra się skończy.
Ta zmiana w projekcie zmienia eksplorację z nagrody w ryzyko, a to ogromna zmiana w odczuciach świata. Twórcy kontynuowali udoskonalanie równowagi zaledwie kilka dni przed oficjalną premierą - dlaczego? Przeczytaj o przedpremierowej wersji gry.

Limit czasu zabija magię
Jedną z głównych nowych mechanik w Nightreign jest cykl dnia i nocy, który pełni również funkcję odliczania. Gdy zegar osiągnie pewien punkt, zostajesz zmuszony do walk z bossami lub wciągnięty w coraz bardziej karzące spotkania. To ekscytujące, ale też niesamowicie ograniczające.
Ciągle zdajesz sobie sprawę, jak mało masz czasu na oddech, nie mówiąc już o podziwianiu krajobrazu, czytaniu historii czy zaglądaniu w każdy zakątek lochu. Oznacza to, że ogromna część tego, co napędzało oryginalną grę — powolne spalanie odkryć — po prostu nie jest już możliwa do zrealizowania.
Z perspektywy rozgrywki, to przyspiesza rzeczy. Ale z perspektywy budowania świata, wyciąga duszę z doświadczenia.

Nightreign nie został stworzony dla podziwu, został stworzony dla wydajności
FromSoftware najwyraźniej skłania się ku systemom proceduralnym w Nightreign, dając graczom losowe elementy, takie jak upuszczanie przedmiotów, kolejność bossów i pewne zmiany układu. Problem polega na tym, że nic z tego nie wydaje się nowe. To nadal zasoby, przeciwnicy i style wizualne przeniesione z Elden Ring. Chociaż istnieją nowi bossowie i spotkania, są one nałożone na znajomy szkielet Limgrave.
Zamiast więc czuć, że eksplorujesz żywy świat, optymalizujesz przebiegi przez starannie wyselekcjonowany tor przeszkód. Poczucie zachwytu znika — nie dlatego, że wizualizacje są złe, ale dlatego, że twój umysł już zna zasady za kurtyną.
„Za każdym razem, gdy gram w Nightreign, odczuwam ogromną nostalgię za Elden Ring i żałuję, że nie mogę poświęcić więcej czasu na zatrzymanie się i przyjrzenie otoczeniu, opisom przedmiotów i mniejszym szczegółom Limveld”.
To jest prawdziwy sęk. Nightreign nie sprawia wrażenia kroku naprzód. To jak przejmujące echo Elden Ring — pięknie renderowane, fachowo zaprojektowane rozszerzenie, któremu brakuje duszy poprzednika.

Świat z jedną mapą potrzebuje różnorodności, a Nightreign jej nie zapewnia
Żeby być uczciwym, Limveld jest duży. Jest pełen spotkań, wyzwań i sekretów. Ale kiedy to sprowadzisz do sedna, to nadal jest tylko jeden biom. I bez względu na to, ile dynamicznych spotkań lub zmieniających się rozmieszczeń wrogów uwzględnisz, jest tylko tyle, ile możesz zrobić, zanim stanie się to rutyną.
Nawet roguelite'y takie jak Hades czy Dead Cells ostatecznie obracają się w zupełnie innych strefach z unikalnymi układami i atmosferami. Nightreign, pomimo całego talentu projektowego, po prostu nie oferuje wystarczającej różnorodności, aby powtarzające się przejścia wydawały się świeże.
Nie ma też żadnych wskazań, że w postaci DLC pojawią się dodatkowe mapy, co sprawia, że ograniczenie to wydaje się wbudowane, a nie tymczasowe.

Nightreign jest dobry, ale nie jest Elden Ring
Ostatecznie Nightreign to ściśle dostrojone, pięknie wykonane rozszerzenie. Po prostu nie oferuje tego rodzaju magii, która uczyniła oryginalną grę współczesnym klasykiem. Nie jest zepsute. Nie jest rozczarowujące pod względem zawartości lub trudności. Po prostu nie jest zbudowane tak, aby sprawiać wrażenie epickiego, a to jest rozczarowanie dla graczy, którzy szukali kolejnego otwartego świata, który zdarza się raz na pokolenie.
Jeśli podchodzisz do Nightreign jak do wyzwania przetrwania w stylu rogue w znanym uniwersum, prawdopodobnie pokochasz tę grę. Ale jeśli chcesz przeżyć na nowo cichy dreszczyk emocji związany z odkrywaniem rzeki Siofra, wpadnięciem na Nokron lub wdrapaniem się na grzbiet, by znaleźć w oddali Erdtree, Nightreign ci tego nie zapewni.
Nightreign ma solidną walkę i świetny design, ale eksploracja schodzi na dalszy plan w obliczu mechaniki roguelite i presji czasu. Mapa wydaje się zbyt znajoma, zbyt statyczna i zbyt mała, by wzbudzać podziw.
I to, bardziej niż cokolwiek innego, powstrzymuje go. Nie jest trudny. Nie jest kooperacyjny. Po prostu ta brakująca iskra skali, tajemnicy i zaskoczenia. Takiego, jakiego tylko Elden Ring naprawdę przybił.
Komentarze